Moj kawalek sieci. moje fascynacje jak i "rozmyte" odbicie mnie samego...

czwartek, maja 26, 2005

podróże kształcą...


W ramach takich, a nie innych okolicznosci bylem zmuszony podrozowac w trybie natychmiastowym (glownym powodem/przyczyna jest biurokracja, ale pomine ten watek). Z racji tego, ze ostanio chyba brakowalo mi wrazen wybralem podroz na stopa. Coz zaczelo sie jak zawsze, najpierw krotkie przygotowania, wszystko sie opoznialo, ostatnie zakupy, obiad z Rajmondem i Marjolijn, pakowanie w 6 minut (dlatego zapomnialem kilku drobiazgow, ale paszport mam!), wkoncu wyjazd. Kilka godzin pozniej niz zakladal to moj plan w wersji 0.00001, coz tak czasem bywa. Zostalem dowieziona na stacje beznzynowa prze Gouda i zaczelo sie... (dodam tylko, ze mialem plan awaryjny w postaci spisu duzej ilosci roznych pociagow w roznych miejscach trasy, tak tym razem odrobilem zadanie domowe...).
Najpierw flustracja, poczatki tym razem byly bardzo oporne, wszyscy zapytani, wyrazajacy chec podwiezienia mnie jechali doslownie kilka kilometrow, a mnie to nie urzadzalo. Oczywiscie od razu spotkalem 3 polskich kierowcow TIR'ow, jednak jeden mial pauze do polnocy, a drugi czekal na ladunekm ta opcja przestala sie liczyc. Wkoncu wybralem podwiezienie do nastepnego miasta, a tam mialem ambitny plan wsiadania do pociagu. Podroz minela nam szybko, na rozmawianiu o Holandii i jezyku Holenderskim (kierowca byl Holendrem), coz skonczylo sie szybko, jednak podarowal mi kartke papieru na ktorej napisalem jego markerem nazwe kilku interesujacyh mnie miejsc (tak to jedne z drobiazgow ktorych zapomnialem). Na stacji beznzynowej przez Utrecht spotkalem kolejny polski TIR, ale tym razem  zobsada 2 osobowa, ale powiedzieli mi, ze zaraz przyjedzie ich kolega i on mnie na pewno wezmie. Okazalo sie to prawda, wiec moje plany pociagowe poszly w odstawke.
Dwojka jechala z gruszkami, a kierowca ze mna z papryka, oczywiscie "pozyczyli" sobie odpowiednia ilosc dla kazdego na prywatny uzytek (gruszki byly pyszne! :-) ). Dowiedzialem sie kilku ciekawcyh rzeczy jak np. ze gruszki i papryka z Holandii jest importowana - UWAGA!... do Moskwy!, jeszcze lapsza zagadka dla mnie bylo to jak sie dowiedzialem ze na tereny w okolicach morza Czarnego sa importowane mandarynki z Grecjii. Coz, nie zeby Rosja mogla to sobie sama wszystko zapewnic, ale widac sa bogaci, stac ich. Zapomnialbym, wyciag z taryfy celnika rosyjskiego - odprawienie TIR'a polskiego 200 USD w paszporcie, inaczej miliard problemow, mandat to z reguly 5 USD, tak Rosja ma silna dolarowa gospodarke.
Niestety na granicy Niemiec i Holandii moja podroz sie zakonczyla, bo TIR musial zjechac do zaplombowania. Poszukalem wiec nastepnego...
Nastepny kierowca okazal sie tez bardzo ciekawym rozmowca, wozil soki, np. przecier jablkowy z Polski do Holandii, a potem z Holandii do Polski ekstrakt do soku (z wczesniejszego przecieru!, sok dla Tymbarka!). Na poczatku wydawalo mi sie to strasznie absurdalne, ale nastepny kierowca powiedzial mi dlaczego tak jest - towar wywieziony zagranice nie podlega podatkowi VAT (pamietacie glosna sprawe Kluski i Optimusa - to ten sam numer). Dodatkowo dowiedzialem sie jeszcze kilku innych ciekawcyh zagrywek w swiecie spedycji, ale tego moze wam oszczedze tym razem. Z tym kierowca dojechalem do granicy polskiej i tam postanowilem sie z nim rozstac, bo on musial zjechac na parking w ciagu godziny, a ja nie chcialem lapac stopa/transportu na jakiejs koziej wolce. Ze tak jesczez wtrace, jakie ja piosenki slyszalem, przerobki znanych kawalkow Blendersow, Urszuli, Ich Troje ale z  atkimi tekstami ze uszy wiedna, tak przypomnialo mi sie wojsko, tam takie cos mialo wysokie noty. Zostalem wiec na granicy, nie trwalo to dlugo poniewaz moj urok osobisty, aparycja oraz wrodzony talent dyplomatyczny pozwolily mi znalezc nastepnego kierowce (bylem na granicy w Swiecku).Tym razem chcialem sie tylko dostac do cywilizacji ze znakiem PKP, coz powiedzial ze mnie zawiezie do Poznania i bylo mi to na reke. Podroz minela nam szyyyybkoooooo..... pan Zbyszek pokazal ze lubi swoj samochod i ze razem czuja sie dobrze przy 140 km/h, mi to tez bylo na reke. Rozmowa byla ciekawa, rozmawialismy m.in o systemach podatkowych, spedycji, wymowie naszych imion przz obcokrajowcow, wypadkach drogowych, dziewczynach polskich, motorach (on ma Ninje! masakrator!), Afryce, Kanadzie, polaczkach i tak znalazlem sie w Poznaniu, podziekowalem i zebralem swoj tylek, torbe i plecak na przystanek MPK. Tam poznalem mila dziewczyne, ktora wprowadzila mnie w tajniki komunikacji w Poznaniu i pomogla dotrzec szybko i bez zbednego pytania oraz bladzenia do "przepieknej" stacji PKP w Poznaniu. Jej uroda jest tak naprawde znikoma, ale wazne jest to, ze maja tory i pociagi czasem tu dochodza... :-)
W oczekiwaniu na pociag do Katowic postanowilem napisac o tej malej podrozy na blogu.
Z ciekawostek bilet weekendowy za 99 zlotych (ktory zakupilem) jest wazny teraz do niedzieli, i moge za jego pomoca jezdzic po calej polsce wszystkimi rodzajami pociagow do 24 w niedziele (ten bilet jest normalnie na weekend, ale przeciez mammy weekend, tylko ze dlugi, znofu!). Po drodze uswiadomilem sobie ze w promocji na rok 2005 dostalismy Boze Cialo i Dzien Matki w jednym, no ladnie, nie ma co.
Pani w informacji zaczela ze mna ni z gruszki rozmowe o zyciu/Holandii/pracy/studiach/religii, ale przerwalo nam kilka zniecierpliwioonych osob stojacych za mna w kolejce. Niespie juz okolo 24 godzin i czuje sie jak na anfie... fajnie mi z tym. Siedzialem sobie na sloneczku na laweczce popijac Kubusia, sluchajac muzyki i spiewajac sobie, co pewnie przykulo uwage kilku osob, ale ja ich nie widzialem, zamknolem oczy, slonce grzeje cudnie. Ide jeszcze sie podogrzewac na droge, koncze juz.... w sumie to nie koniec podrozy, ale moze juz prawie.
 
Wypilem Tymbarka i mialem napis: "Zyj, a nie istniej!", co mnie moze jesczez dizsiaj zaskoczyc.... moj podrozowy-haj trwa....
 
P.S. Klawiatura w tej kafejce jest baznadziejna i rece z niewyspania mi sie trzesa, przepraszam za brakl polskich znakow i bledy...

środa, maja 25, 2005

cyfrowa telewizja i takie tam...

Ostanio mam okazje testować telewizję poprzez internet, działa dziwnie. Dlatego, źe nasze łaczę jest troszkę słabsze (przepustowaość do 1MB/s) mam czasami skokowy obraz, ale dżwięk jest w bardzo dobrzej jakości. Mam do wyboru 8 kanałów takich jak: CNBC Europe, Fashiontv, Adventure One, i takie tam. Chyba zacznę być fanem cyfrowej telewzji przez internet, jakość - taka sama jak w telewizji (ta sama rodzielczość). Fajna zabawka.... ;-) (jest kanał dla dużych chłopców of course, khy khy)

Cały czas mam w głowie kilka rzeczym które chciałbym tu umieścić, ale jakoś czas mi tak ucieka, źe nawet nie mam czasu zjeść porządnej kolacjii... musze przystopować chyba z tym komputerkiem.

Z innych rzeczy, rozbijam się ostanio o biurokracje.... kiedyś głosiłem peany na rzecz biurokracji w Holandii, teraz może jestem bardziej wymagający, ale nie działa ona tak jakbym tego chciał. Chodzi ozywiście o uniwersytety... mój w ojczystym kraju też mnie nie rozpieszcza... jednak najważniejsze, że jak dzwonie to mnie jeszcze kojarzą, to pomaga czasem...

...zmykam przekonać się czy mogę zapanować nad tą "czarną dziurą" w moim żołądku.

wtorek, maja 24, 2005

cenzura...

Niestety istnieje i ma się całkiem dobrze, najbardziej obrazuje to przykład Jorge Cortell, hiszpański wykładowca akademicki. Przez ponad 5 lat wykładał przedmiot "własność intelektualna" (ale jak sam przyznaje - nie podoba mu się ten termin) na Walenckiej Politechnice (Polytechnic University of Valencia UPV), na pewnej konferencji naukowej postanowił przeanalizować prawne aspekty używania sieci peer-2-peer. Cortell głosi, że używanie sieci P2P jest legalne. Organizacje zrzeszające wydawców (takie jak Spanish Recording Industry Association albo the Motion Picture Association of America) postanowiły przeszkodzić w konferencji. Wreszczcie po kilku próbach Cortell wygłosił wykład w uniwersyteckiej kawiarni przed stupięćdziesięcioma słuchaczami. Następnie wezwał go Dyrektor ds programu nauczania i poprosił, by Cortell usunął ze swojej strony wszelkie linki prowadzące do witryn uczelni i by nie rozgłaszał faktu, że na niej kiedykolwiek wykładał. Stało się to w wyniku presji organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Wreszcie, pod wpływem presji Cortell został zmuszony do zrezygnowania z pracy jako wykładowca tej uczelni. Interesujące. Wedle samego Cortell'a najsmutniejsze jest to, że na wyższej uczelni, w kraju należącym do Unii Europejskiej, kwitnie tego typu cenzura.
Sprawa jest troszkę bardziej zakręcona, polecam poczytać komentarze na jego stronie domowej. Sposób w jaki został potraktowany jest co najmnije drastyczny.... przerażające, źe to jest możliwe.

poniedziałek, maja 23, 2005

kamerki ruszyły... pełną parą ;-) (aż zachuczało)

Keulseweg Web Cam Center w końcu w wersji finalnej, pełnej, bez żadnych ekranów w stylu DEMO VERSION, ukazało sie dzisiaj w okolicah godziny 18.00. Poprawiłem ostrość i całość po prostu działa tak jak powinna. W najbliższym czasie mogą być drobne zakłócenia w dziłaniu tego nowego nabytku - powód czeka mnie przebuwa sieci. Jednak nie powinno to trwać długo, może nawet tego nie zauważycie. Co na ekranie, w skrócie - Holandia. Miejsce gdzie mieszkam/pracuje. Jedna kamera ze wzgledów bezpieczeństwa jest skierowana na brame wejściową (tak, tak nagrywa gdy się ktoś zbliży w określonych porach), a druga na tył, gdzie można podziwiać wspaniałe konie, w większości rasy Shire (to te białe monstra!). Shire są słodkie, uwielbiam je - w sumie jest ich cała trójka. Reszta towarzystwa to konie różnej maści i z rożnych zakątków europy. Chociaź dokładniej to z północnej części Europy - konie zimnokrwiste, ciekawe zwierzaki, i bardzo, ale to bardzo przyjazne. O koniach może innym razem.

UPDATE: Pojawiła się druga wersja stronki, działająca na troszkę innych zasadach, obraz zmienia sie co jakiś czas, a nie z szybkością 1lub 2 klatek na sekunde - www.keulseweg.nl.

niedziela, maja 22, 2005

znowu, nie... "tracenie czasu"

Flickr to jest doskonały spośob na tracenie dowolnej ilości czasu, przegladanie tysięcy zdjęć, umieszcanie swoich, grupy dyskusyjne, komentarze, wymiana zdań/opini. Tłumaczę sobie, źe to dobrze dla mojego pisania i angielskiego, źe niby nie tracę czasu, a moźe jednak tracę. Zaraziłem flikromanią juź kilku Holendrów.... cóż, tak to bywa.

Pomimo mojego zmęczenia, bo po dłuższej przerwie znowu usiadłem na siodełko i zaczołem pedałować (96 km - dzisiaj Kinderdijk - "Dziecięca zatoka", ostania ostoja, takiej ilości oryginalnych wiatraków w jednym miejscu), zasiadłem przed komputerem i piszę, i oglądam, piszę i ogladam, załoźyłem nową grupę - Katowice. Doddatkowo stwierdziłem, że blogger mnie ogranicza, więc testuje nowy typ bloga - b2evolution. I tak mi uciekł dzień...

co mnie rusza.... rzecz o muzyce

Właśnie, ostanio dzieje sie troszke w swietku muzycznym, co jak zawsze mnie cieszy, ale i troszkę martwi, nietety nie jestem w stanie ogranąć duźej części tego co sie pojawia, co jest teraz grane. Cóż mogę próbować, najgorsze ze jest to w duzej czesci losowe szukanie, coś co mi wdanie w ucho, coś co zaslyszę jadąc autem, lub będąc na mieście. Muszę się bardziej postarać i znależć jakąś solidna radiostacje intrnetową, alboi dwie. Podcasting też jest ciekawy, ale na razie ograniczam go glownie do sluchania co Adam Curry wysmyslil, lub mysli źe jest strasznie ciekawe. ;-) Wbrew pozorą go lubię , ale potrafi być starzsnie nudny... Te gwiazdy tak mają.
Back to the music... nowinki, mniejsze lub większe. Najbardziej ucieszył mnie nowy singiel Coldplaya, mimo tego źe to tylko jedna pisoenka jest niesamowita, idą do przodu nie tracąc tego co w Coldplayu jest najważniejsze. Najtrafniej, w kilku słowach, ten zespół opisał mój przyjaciel Grzesiu:

"....bardzo rozpoznawalne harmonie,.. o kurcze ten wokal... znowu taki prawdziwy, chórki- piekne, realizacja super, - ach.... daje ciary... fajne bebny i basik.... i ten chorus na klawiszu, gitarka.... kolejne rozwiniecie kawalka... refren - falset coldpleyowy... przestrzen..."


... wiem, wystarczyło napisać, źe daje ciary! :-) Cóź Grzesiu to zboczeniec/dźwiękowiec, i jest w tym cholernie dobry i wie co mówi, więc słuchać go należy. (Coldplay - The Speed of Sound)
W Holandii festiwal Top of The Pop wygrał zapewne nie znany wam Guus Meeuwis, z piosenką "Geef Mij Nu Je Angst". Jest to o tyle ciekawe, że jest to piosenkaa, którą napisał
Andre Hazes, bardzo znany w Holnadii pieśniarz śpiewający muzykę gatunku tzw. Levenslied. To taki rodzaj śpiewania za pomoca prostych słów o miłości, rozpaczy, strachu, życiu. Tutaj znajdziecie więcej informacji już po angielsku. Dodam tylko, źe po jego śmierci (Andre Hazes) cała Holandia utoneła w smutku, był bardzo znany i cudownie opisywał życie, takie piosenki śpiewasz sobie gdy jesteś szcześliwy, smutny, zakochany, bez nadzieii (przykładowy tutuł poprzetłumaczeniu: "krew, pot i łzy" - piosenka o człowieku, który patrzy na koniec swojego życia, tytuł dużo mówi). Jego pogrzeb unieruchomił cały Amsterdam i zapełnił jego największy stadion ludźmi którzy płakali i żegnali go. Czasami można zobaczyć ludzi z jego tatuaźen jego twarzy/imienia na ciele róźnych ludzi. Jednak jego życie i twórczość to temat na caly post, lub strone.
Inną nowością jest zespół z Hagi - Kane. Ich piosenka "Something to Say" jest prosta, rytmiczna i bardzo, ale to bardzo żywa. Nie źebym strasznie lubił pop, ale prostota ma to do siebie, że może się podobać. W sumie jest to całkiem niezły utwór na deszczowe poranki - budzi prawei tak dobrze jak Kosheen. :-)
W iinym klimacie muzycznym jest osadziona inna nowość Garbiel Rios, dość ciekawy głoś i pomysły widziałem jego koncert w telewizji - relacja z Pink Pop (tak, tylko Holendrzy moga mieć festiwal o nazwie "Różowy Pop"), Człowiek jest Puerto Rico, a chwilowo zamieszkuje Belgie. Ciekawie miesza style, mnie spodobalły się utwory "Broad Daylight" i jesczez jedne nie pamiętam nazwy, ale był po hiszpańku (chyba!), i piosenka o była o tym, "że juź cie nie kocham" - podono to brzmi całkiem Cool po hiszpańku (jeśli to był hiszpańki), pora sie uczyć nowych języków. ;-)
Coś jeszcze.... chyba nie, dodam tylko, źe jak zobaczyłem, że na "Top of The Pop" większość zespołów śpiewa z playbacku, to mnie zemdliło - jak nie śpiewasz - puść teledysk, a nie marnujesz powietrze na scenie. Przez takie coś straciłem powaźanie dla Oasis (no tylko troszkę), a inna kapela też z UK zaśpiewała live - to był oczywiście wspomniany Coldplay. Miałem ochotę rzucić czymś ciężkim w Oasis, może innym razem.... to na tyle z mojego małego muzycznego wszechświata...

P.S. Dysponuje wszystkimi wspomnianymi utworami w mojej dyskografii, w pewnym bardzo znanym formacie. Chcecie posluchać - napiszcie do mnie, prześle troszke bajtów... :-)

piątek, maja 20, 2005

Miej zawsze swój aparat ze sobą...



To jest doskonały przyklad na to, że należy nosić ze soba aparat fotograficzny. Zdjecie jest niesamowite.
Tak, moja Flicromania sie rozwija coraz bardziej, staje sie juz prawie obsesją, zwazywszy na to ze moj flickr za niedlugo bedzie juz prawie pelny (limit to 200 zdjec, a ja mam ponad 150 aktualnie).
Cieszy mnie fakt, ze różnym ludziom sie moje zdjęcia podobaja, co czasem piszą i co widze, bo wiem kto wybieral moje zdjęcia jako ulubione. A to ze moje wszystkie zdjecia byl przegladane w calosci ponad 410 razy troszke mnie przeraża i miło zaskakuje. Cóż, ale sam tego chialem. Nangorsze w tym wszystkim jest to że chce wiecej i wiecej zdjęć i zaczynam sie zastanawiac nad kontem płatnym we Flicru, bede mial wtedy wieksza swobode, oraz wieksze mozliwosci. Co najwazniejsze - NO LIMITS! :-)))

czwartek, maja 19, 2005

Kamerki internetowe na świecie...

Jeśli interesuje was co sie dzieje w innej części globu, jak to wyglada w innym kraju/miejscu, zerknijcie pod adres podany poniźej:
Strona PTS z kamerami na całym śiecie

czwartek, maja 12, 2005

Koninginnedag 2005 (Queen's day)


Koninginnedag 2005 (Queen day)

Ten post powinien sie ukazac już kilka dni temu, bo urodziny noc krolowej, jak i jej urodziny byly już jakis czas temu. Urodziny krolowej Beatrix (pieszczotliwie nazwanej Bea!) to dosc szczegolny czas w Holandii, ale pokolei. 30 kwietnia, bo na ten dzien przypada ta szczegolna uroczysctosc Holandia zamienia sie w jeden wielki "pchli targ", w dobrym guscie jest wyjsc na ulice i wytaszczysc wszytsklie niepotrezbne rzeczy i graty z wszelakich zakatkow i starac sie je sprzedac. Czyli tego dnia mozemy kupic niemal wszystko co jest nam potrezbne lub jak najbardziej niepotrzebme. Od nowej torebki, uzywanych butow, starej porcelany, uzywanej pralki a na starych rowerach skonczywszy. Jesli kogos interesuja zakupy to jest zdecydowanie czas i miejsce dla niego.
Znanym kawalem jest taka opowiastka: rodzina budzi sie rano i maz do zony mowi, "kochanie, gdzie sie podzialy nasze filizanki", na co zaspana jeszcze przed chwila zona odpowiada "o nieeee, dzieci je zabraly!". To jest dosc popularne tutaj, dzieci chca miec tez zabawe z tego dnia i wyciagaja co sie da na ulice i probuja sprzedac. Ceny wszystkiego wahaja sie od 1 eurocenta do ..... hmm... trudno zgadnac, ale nie wierze w jakies szczegolnie wysokie i zawrotne sumy. Jednak warto sie targowac, jest to nawet wymagane!
Jednak to nie "pchli targ" jest taki szczegolny tego dnia.
Noc przed "urodzinami", czyli z 29 na 30 kwietnia, jest tak zwana "noc krolowej" czyli wielka impreza uliczna. Wszystkie bary sa otwarte i maja z reguly wlasnych DJ'ow, dodatkowo na ulicach instaluja sie DJ'e i graja prawie cala noc koncerty, a niejednokrotnie, wszczegolnie w wiekszych miastach (ja bylem w Hadze) sa tez organizowane koncerty roznych gwiazd muzyki pop/rock/itp. Haga mnie zupelnie zaskoczyla, nie spodziewalem sie takiej ilosci ludzi to bylo cos niezwyklego, wszedzie muzyka, wszedzie ludzie i zadnej przemocy.
Nastepnego dnia pojawilem sie w Amsterdamie, czyli dokladnie w urodziny Beatrix, jednak nie bylem zbytnio zaiteresowany zakupami, iteresowala mnie zabawa. Coz Amstardam mnie nie rozczarowal, ani troche. Najpierw staralem sie zapamiatac wszelkie miejsca gdzie mi sie podobalo, ale po 10 pub'ie zdecydowalem dac sobie z tym spokoj, bo wiedzialem dobrze ze nie bede nigdzie wracal bo wszedzie jest wspaniale. Kazdy lokal mial swoja scene/DJ'a, ktory byl zrodlem muzyki przy ktorej bawili sie ludzie ktorzy byli akurat w tym miejscu, bo jak sam zauwazylem, wiele tez bylo osob chodzacych z miejsca na miejsce. Z reguly w jednym mijescu spedzalem nie wiecej niz jedno "piwo" (czyli od 10 do 40 minut), ale wszedzie staralem sie pobawic lub przynajmnije popatrzec na ludzi. Z tym piewszym mialem problemy (mialem duza torbe ze sprzetem) ale drugie wychodzilo mi nadzwyczaj dobrze. Najbardziej uderzajaca byla atmosfera tego dnia, zadnej przemocy, zupelna tolerancja i po prostu wspolna zabawa, dosc niespotykana na tego typu "spędach". Byla to jedna z najlepszych imprez w moim zyciu, a chyba najbardziej roznorodna, bawilem sie przy muzyce lat 60', 80', 90' roznorakich miksach (np. niesamowity remiks Nirvany z bitem i saksofonem w tle), karaoke, nie da sie tego opisac, bylo chyba wszystko, a na pewno wsystko co najwazniejsze.
Kolor pomaranczowy mozna tez latwo wytlumaczyc - oto psudonim krolowej to "Orange", przyszedl za nia z Wielkiej Brytanii. Dlatego Pomaranczowy jest obowiazkowy tego dnia. :-))) I warto dodac ze pomaranczowa rewolucja to nie wymysl Ukrainy. Co roku jest ona w Holandii.
Zapomnialbym prawie o imprezowaniu na łodziach, tego to juz sie nie da opisac, poogladajcie zdjecia, ale dyskoteka na łodce to jest to. Obowiazkowy punkt imprezy na za rok, już dzisiaj zbieram chetnych na ta impreze
Kilka zdjec z imprezy mozecie zobaczyc na mojej galerii we Flickr'u (pasek ze zdjeciami obok - wystarczy kliknac na dowolne zdjecie).
Byl jedne minus tego wszystkiego, jak wrocilem do domu okazalo sie ze z Hagi do mojej wioski nie mam polaczenia i musialem dralowac 15 km na nogach do domku, aj...mialem troszke dosc.
Coż za rok tam będę na pewno, a wy ?!

Technorati Tags: ,

Reklamowanie polski.


Wizzair

Jak na widza zagramanica, mozecie się przekonac zerkając na zdjecie powyzej i mojego Flickr'a. Pomysl niezly, prosty a raczej skuteczny. Przynajmniej jest to inne podejscie niz reklamowanie Polski jako kraina gorali i wozów z końmi. A tak na marginesie na tegorocznym EXPO 2005 ( http://www.expo2005.or.jp/ ) wypadamy co najmniej niezle. Podejrzewam ze tegoroczny sukces naszego stanowiska bedzie wiekszy od tego w Hannowerze. Japończycy nas kochają. Jest tam między innymi prezentacja "splyw Dunajem" (górale!) na wzór kina Imax, czyli z 3 ekranami z przodu i kilkoma z prawej i lewej strony. Na tym ekrane jest przezentowana polska. Na szczęscie nie jest to tylko splyw.

środa, maja 11, 2005

Telefony komórkowe, flickr - cechy wspólne ?!




Jak widać na pierwszy rzut oka, są takowe, oczym świadczy chociażby mój post na ten temat. Zdjęcie to znalazłem w katalogu Flickr mojego przyjaciela z Londynu. Śmieszna sprawa bo samo zdjęcie jest wykonane dokłądnie rok temu, w momencie jak się poznaliśmy w krakowie. W sumie nawet zapomniałem o tym jak je robił. Ten człowiek obok mnie (w garniturze) to "były" dziekan WSE - Krzysztof Gurba. Obecnie oddający się pasji nauczania na WSE i WSiZ'ie (Kraków i Rzeszów). Co do kolejnych ciekawych zdjęć można by dodać :np.TO . To też z tego samego okresu, a dokładniej z nastęnego poranka w okolicach 6 rano w krakowie, bo bardzo długiej i alkoholowej nocy na Kazimierzu. :-)