Moj kawalek sieci. moje fascynacje jak i "rozmyte" odbicie mnie samego...

czwartek, maja 26, 2005

podróże kształcą...


W ramach takich, a nie innych okolicznosci bylem zmuszony podrozowac w trybie natychmiastowym (glownym powodem/przyczyna jest biurokracja, ale pomine ten watek). Z racji tego, ze ostanio chyba brakowalo mi wrazen wybralem podroz na stopa. Coz zaczelo sie jak zawsze, najpierw krotkie przygotowania, wszystko sie opoznialo, ostatnie zakupy, obiad z Rajmondem i Marjolijn, pakowanie w 6 minut (dlatego zapomnialem kilku drobiazgow, ale paszport mam!), wkoncu wyjazd. Kilka godzin pozniej niz zakladal to moj plan w wersji 0.00001, coz tak czasem bywa. Zostalem dowieziona na stacje beznzynowa prze Gouda i zaczelo sie... (dodam tylko, ze mialem plan awaryjny w postaci spisu duzej ilosci roznych pociagow w roznych miejscach trasy, tak tym razem odrobilem zadanie domowe...).
Najpierw flustracja, poczatki tym razem byly bardzo oporne, wszyscy zapytani, wyrazajacy chec podwiezienia mnie jechali doslownie kilka kilometrow, a mnie to nie urzadzalo. Oczywiscie od razu spotkalem 3 polskich kierowcow TIR'ow, jednak jeden mial pauze do polnocy, a drugi czekal na ladunekm ta opcja przestala sie liczyc. Wkoncu wybralem podwiezienie do nastepnego miasta, a tam mialem ambitny plan wsiadania do pociagu. Podroz minela nam szybko, na rozmawianiu o Holandii i jezyku Holenderskim (kierowca byl Holendrem), coz skonczylo sie szybko, jednak podarowal mi kartke papieru na ktorej napisalem jego markerem nazwe kilku interesujacyh mnie miejsc (tak to jedne z drobiazgow ktorych zapomnialem). Na stacji beznzynowej przez Utrecht spotkalem kolejny polski TIR, ale tym razem  zobsada 2 osobowa, ale powiedzieli mi, ze zaraz przyjedzie ich kolega i on mnie na pewno wezmie. Okazalo sie to prawda, wiec moje plany pociagowe poszly w odstawke.
Dwojka jechala z gruszkami, a kierowca ze mna z papryka, oczywiscie "pozyczyli" sobie odpowiednia ilosc dla kazdego na prywatny uzytek (gruszki byly pyszne! :-) ). Dowiedzialem sie kilku ciekawcyh rzeczy jak np. ze gruszki i papryka z Holandii jest importowana - UWAGA!... do Moskwy!, jeszcze lapsza zagadka dla mnie bylo to jak sie dowiedzialem ze na tereny w okolicach morza Czarnego sa importowane mandarynki z Grecjii. Coz, nie zeby Rosja mogla to sobie sama wszystko zapewnic, ale widac sa bogaci, stac ich. Zapomnialbym, wyciag z taryfy celnika rosyjskiego - odprawienie TIR'a polskiego 200 USD w paszporcie, inaczej miliard problemow, mandat to z reguly 5 USD, tak Rosja ma silna dolarowa gospodarke.
Niestety na granicy Niemiec i Holandii moja podroz sie zakonczyla, bo TIR musial zjechac do zaplombowania. Poszukalem wiec nastepnego...
Nastepny kierowca okazal sie tez bardzo ciekawym rozmowca, wozil soki, np. przecier jablkowy z Polski do Holandii, a potem z Holandii do Polski ekstrakt do soku (z wczesniejszego przecieru!, sok dla Tymbarka!). Na poczatku wydawalo mi sie to strasznie absurdalne, ale nastepny kierowca powiedzial mi dlaczego tak jest - towar wywieziony zagranice nie podlega podatkowi VAT (pamietacie glosna sprawe Kluski i Optimusa - to ten sam numer). Dodatkowo dowiedzialem sie jeszcze kilku innych ciekawcyh zagrywek w swiecie spedycji, ale tego moze wam oszczedze tym razem. Z tym kierowca dojechalem do granicy polskiej i tam postanowilem sie z nim rozstac, bo on musial zjechac na parking w ciagu godziny, a ja nie chcialem lapac stopa/transportu na jakiejs koziej wolce. Ze tak jesczez wtrace, jakie ja piosenki slyszalem, przerobki znanych kawalkow Blendersow, Urszuli, Ich Troje ale z  atkimi tekstami ze uszy wiedna, tak przypomnialo mi sie wojsko, tam takie cos mialo wysokie noty. Zostalem wiec na granicy, nie trwalo to dlugo poniewaz moj urok osobisty, aparycja oraz wrodzony talent dyplomatyczny pozwolily mi znalezc nastepnego kierowce (bylem na granicy w Swiecku).Tym razem chcialem sie tylko dostac do cywilizacji ze znakiem PKP, coz powiedzial ze mnie zawiezie do Poznania i bylo mi to na reke. Podroz minela nam szyyyybkoooooo..... pan Zbyszek pokazal ze lubi swoj samochod i ze razem czuja sie dobrze przy 140 km/h, mi to tez bylo na reke. Rozmowa byla ciekawa, rozmawialismy m.in o systemach podatkowych, spedycji, wymowie naszych imion przz obcokrajowcow, wypadkach drogowych, dziewczynach polskich, motorach (on ma Ninje! masakrator!), Afryce, Kanadzie, polaczkach i tak znalazlem sie w Poznaniu, podziekowalem i zebralem swoj tylek, torbe i plecak na przystanek MPK. Tam poznalem mila dziewczyne, ktora wprowadzila mnie w tajniki komunikacji w Poznaniu i pomogla dotrzec szybko i bez zbednego pytania oraz bladzenia do "przepieknej" stacji PKP w Poznaniu. Jej uroda jest tak naprawde znikoma, ale wazne jest to, ze maja tory i pociagi czasem tu dochodza... :-)
W oczekiwaniu na pociag do Katowic postanowilem napisac o tej malej podrozy na blogu.
Z ciekawostek bilet weekendowy za 99 zlotych (ktory zakupilem) jest wazny teraz do niedzieli, i moge za jego pomoca jezdzic po calej polsce wszystkimi rodzajami pociagow do 24 w niedziele (ten bilet jest normalnie na weekend, ale przeciez mammy weekend, tylko ze dlugi, znofu!). Po drodze uswiadomilem sobie ze w promocji na rok 2005 dostalismy Boze Cialo i Dzien Matki w jednym, no ladnie, nie ma co.
Pani w informacji zaczela ze mna ni z gruszki rozmowe o zyciu/Holandii/pracy/studiach/religii, ale przerwalo nam kilka zniecierpliwioonych osob stojacych za mna w kolejce. Niespie juz okolo 24 godzin i czuje sie jak na anfie... fajnie mi z tym. Siedzialem sobie na sloneczku na laweczce popijac Kubusia, sluchajac muzyki i spiewajac sobie, co pewnie przykulo uwage kilku osob, ale ja ich nie widzialem, zamknolem oczy, slonce grzeje cudnie. Ide jeszcze sie podogrzewac na droge, koncze juz.... w sumie to nie koniec podrozy, ale moze juz prawie.
 
Wypilem Tymbarka i mialem napis: "Zyj, a nie istniej!", co mnie moze jesczez dizsiaj zaskoczyc.... moj podrozowy-haj trwa....
 
P.S. Klawiatura w tej kafejce jest baznadziejna i rece z niewyspania mi sie trzesa, przepraszam za brakl polskich znakow i bledy...

3 Comments:

Blogger Aguska said...

...Matko Boska!!!! Tak moze podrozowac tylko Przemion!!!!Z mojej strony moge jedynie zapewnic, ze to nie koniec podrozy, bo obowiazkowa stacja, ktora ten wedrowiec zaliczy w Polsce, to nasze schronisko dla potluczonych "Ochajo":)

5/26/2005 9:52 AM

 
Anonymous Anonimowy said...

dopiero przeczytalem, ty naprawde byles jak nawciagany :)

5/31/2005 9:09 AM

 
Blogger Przemion said...

Jak to czytam to chyba czuję ten cały "narkotykwy" stan...

6/15/2005 9:51 PM

 

Prześlij komentarz

<< Home