Moj kawalek sieci. moje fascynacje jak i "rozmyte" odbicie mnie samego...

środa, lutego 15, 2006

... coż znaczy, że ten blog już na pewno nie będzie odwiedzany przezemnie.

Oto mój nowy projekt:
Hochlander - podcast o Holandii i nie tylko

,więc na razie pozostawiam tą stronkę gdzieś w otchłani dysków serwerów firmy Google.

Pozdrawiam

czwartek, stycznia 12, 2006

nowy rok... a ja taki sam ?!

Nowy Rok nastał, stare problemy pozostaly, jakoś to, że nowy nie wpływa na mnie tak jak powinno, a może za dużo oczekuje. Brak weny twórczej na polu edukacji zaczyna mnie poważnie denerwować, czas ucieka a ja czuję jakbym stał w miejscu, może dlatego ten "Nowy Rok" tak na mnie średnio wpływa. Pozatym jest szaro buro i brzydko... no, ale jak by nie bylo rok zaczol się dobrze, więc narzekać nie powinienem.

Ach te pobyty w polandii, tylko czemu takie krótkie...

No nic nie potrafię się zebrać w sobie, czuję się rozflaczały na wszystkie strony, czuję się jak czlowiek-guma, bez wyrazu, szkoda gadać, a może to taki zimowy humor... nie wiem, mam nadzieję, że nie.

W najbliższym czasie ruszy moj nowy podcast, nowa forma ekspresjii, zobaczymy co ztego wyjdzie, mam nadzieję, że komuś się spodoba. To chyba na tyle, muszę wkoncu iść spać... a tak mi się nie chce.

BTW - Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! :D

wtorek, listopada 29, 2005

nieśmiałe poprawki... come back ;-)

Chyba na razie wrócę do "blogowania" na blogerze, bo chwilowo nie mam czasu unowocześnić swojej strony, więc na razie ją zostawiam. Kosmetycznie poprawiłem troszkę bloga, linki i inne sznurki są posegregowane i dodalem nowe rzeczy, może coś was zaiteresuje, jeśli tylko ktokolwiek jesczez na tego bloga zagląda, ale co tam, niech sobie będzie. Do powrotu do "pisania" zbieralem się od dłuższego czasu, ale chyba dopiero blog Mahdaleny mnie przekonal do tego, że może warto znowu się pobawić w "pisanie". Czytane na "komórce" w drodze na uczelnie.. uwielbiam Opere Mini - teraz na moim teflonie mogę oglądać i czytać "normalne strony", jak ja lubię tą zabawkę. :-)
Z innych nowinek, oczywiście narzekam na chroniczny brak czasu, uniwerek/praca/spanie/uniwerek/praca/spanie i tak do weekendu, wtedy uniwerek odpada. ;-) Dzisiaj pierwsze pozytywnie zdane egzaminy, na uniwerku, znowu się zaczeło, egzaminy... brrr.... No, ale jak się jest studentem to czasem trzeba coś "zaliczyć"... Wiem, dawno nic nie pisałem i dlatego takie głupoty wypisuje... grafomaństwo "pierwsza klasa".
Holandia wciąż mnie zaskakuje, dowód tego jest na Flickru - ślub w poniedziałek rano, bo jest za darmo, a im późniejsza godzina i dzień bliżej weekendu, tym ceny rosną. Cóż... chyba bym nie poszedł na ślub o 8.30 rano w poniedziałek...
Chwilowo zmykam, wystarczy tego na "pierwszy raz", od... ach, szkoda gadać.


Technorati Tags:

wtorek, września 20, 2005

Nic dodać nic ująć

"Nie jestem grafologiem. (Przy okazji - nie jestem też grafomanem. Taki mi się przynajmniej wydaje.) Nie znam się na fałszowaniu dokumentów. Nie jestem wtajemniczony we wzajemne stosunki pana Cimoszewicza z panią Jarucką. Nie wiem, jaka jest pragmatyka działania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wzajemne zależności tej agencji, prokuratury i rządu. O takiej ilości spraw, związanych z zeznaniami majątkowymi marszałka i kandydata na prezydenta nie mam pojęcia, bo są albo tajne, albo poufne, albo intymne, że nie mogę się na ten temat w ogóle wypowiadać. Nie wiem, co jest sfałszowane, co prawdziwe, co jest prowokacją, co brudną grą polityczną, a co skrzywdzoną cnotą. W ogóle nic nie wiem, bo cała ta sprawa rozgrywa się w sferach, do których w ogóle nie mam dostępu, nie tylko jako obywatel, wyborca, słowem suweren tego państwa, ale także jako Rybiński, bądź co bądź publicysta polityczny, który powinien rozumieć mechanizmy funkcjonowania państwa.To, co wiem, to że kiedy przy składaniu zeznań podatkowych pomyliłem się o 57 groszy nadpłaconych i zwróconych mi przez ZUS składek, których nie wpisałem do dochodu, sprawa ciągnęła się dwa lata, miałem na głowie kontrolę skarbową i groziły mi surowe kary, z grzywną włącznie. Poza tym niczego nie wiem i coraz mniej rozumiem. Jeżeli można świadomie nie wpisać do zeznania majątkowego akcji o wartości trzech czwartych miliona złotych i chodzić po tym w glorii człowieka uczciwego, o czystych rękach, niewinnie krzywdzonego przez podstępnych wrogów, to ja też chcę być politykiem. Najlepiej honoris causa, żebym poza własnymi krętactwami nie musiał się stykać z krętactwami innych ani ich tolerować.Szczerze mówiąc, rzygam na to wszystko. Na szczęście to nie jest Polska, tylko rynsztok, ściek, w którym latoś nieczystości szczególnie obrodziły.?
M. Rybiński, Dziennik Polski 19.08.2005 r.

środa, lipca 06, 2005

coś się kończy, a coś zaczyna....

pragnę zapowiedzieć koniec tego bloga, na razie pozostanie on sobie tutaj, z czasem pewnie go skasuje, ponieważ założyłem jego nową wersje, według mnie lepszą...

evolution begins... ;-)

oto link to nowej wersji:
przemiolog (nowa wersja)


p.s. mam nadzieję, że się spodoba...

środa, czerwca 29, 2005

Bogacze...

Dzisiaj w czasie małych zakupów mialem "malutką" przygodę. Stoję przy kasie, gdzie wyłożylem swoją zdobycz półkową, a przedemną mlody turek, około 25 lat, kupował dwie rzeczy, chleb i papier toaletowy.... zabrakło mu 15 centów, poszedl wymienić chleb na najtańszy. Co w tym jest śmiesznego, otóż miał po 2 sygnety na każdej dloni, oraz duży kolczyk, wszystko wyglądało jak ze zlota, to bylo najśmieszniejsze, bo to, że czasem zabraknie ci kasy to się zdarza, ale klienta taką ilością zlota powinien mieć troszkę więcej pieniążków...
podejrzewam,
że te zlote ozdoby były tej samej jakoś ci jak chleb który kupił... ;-)

Nowe fotki...

No to w skrócie tak. Na stronie Keulseweg znajdziecie fotki z sianobrania tegorocznego w Holandii, w planie głównym polacy of course! (tak jesteśmy wszędzie i mamy niesamowity wpływ na PKB świata... ;-) ) , niejako przy okajzi to test moejj nowej zabawki Sony Ericsoona K750i, sprawuje się super. na moim flick'u są nowe foty z Parkpop 2005, czyli darmowego koncertu Pop w Hadze, było super.

niedziela, czerwca 26, 2005

"The future is bright, the future is Orange..."

Tytuł tego posta to hasło reklamowe sieci komórkowej Orange w której zresztą ostatnio nabyłem moją nową zabawkę, SonyEricsson'a K750i (jest super, ale o tym innym razem...). Tak ostatnio się złożyło, że trzeba zacząć decydować, jak na razie wszystko wskazuje na to, że "the future is Orange" (czyli Holandia). Coraz bardziej wgryzam się w te wszystkie prawne zawirowania w tym kraju, chociaż kosztuje mnie to sporo energii. jak sprawa z numerem Sofi (numer indentyfikancji podatkowej w Holandii). W urzędzie gminy pewna pani mówiła mi, że nie mogę tego numeru dostać od razu i że to pewnie potrwa kilka tygodni i wogule będzie z tym masa problemów, a na pytanie czy jak pójdę do udzędu podatkowoego czy to coś mi da, ona popatrzyła na mnie jak na morderce i powiedziała, że w żadnym wypadku, mam zadzownić następnego dnia do urzędu gminy pod wskazany numer i dowiedzieć się wszystkiego. Cóż jak urzędnik mówi do mnie takim tonem to mam ochotę mu powiedzieć gdzie jego miejsce i, że to on ma mi pomóc a nie ja mam być jego popychadełkiem. Oczywiście zaraz wsiadłem na rower i pojechałem do Hagi do urzędu podatkowego i zapisałem się na spotkanie w sprawie dostania tego numeru i mimo, że na spotkanie czekałem tydzięń, to obiecany numer Sofi dostałęm w ciągu 15 minut. Miałęm starszą ochotę iść do tej starej ropuchy w urzędzie gminy i powiedzieć jej co o niej myślę, ale stwierdziłem, że szkoda moich nerwów.

Urzędnicy wszystkich krajów opamiętajcie się ! ! ! :->

Wszystko już jest w porządku, więc nie ma czym się denerwować, jednek szeroko pojmowana ignorancja urzędników zaczyna mi czasem działać na nerwy. Na szczęście w Holandii, tacy urzędnicy nie zdarzają się często...

wtorek, czerwca 14, 2005

autostrada życia...


To zdjęcie skojarzyło mi się z czymś. Jeśli życie to swego rodzaju droga lub autostrada, to role takiego lusterka pełni nasza pamięć. Ostatnio czesto patrze  w moje lusterko wsteczne... przykładem na to moze byc chociażby to zdjęcie... leaving NY.

P.S. Poziom abstrakcji w mojej glowie narasta, ide spać, bo chyba moj mózg jest po prostu przeciażony...

Jestem w Googl'u !

Przeżyłem miły "szok" gdy po wpisaniu frazy "przemion" do ogólnego Googla - www.google.com  jako pierwsze odwołanie ukazała się moja strona z Flickr'a. To samo na polskim Googl'u. jako pierwszy wynik ukazują się moje posty z forum  gdzie moderuje troszkę i się udzielam (www.myapple.pl - strona poświęcona komputerom Apple), a potem jest mój polski odnośnik do Flickra - http://www.przemion.prv.pl/ , a nestępnie moje konto w Drupal'u, moje konto w doczep.sie.pl, mój profil na forum webhelp.pl a potem mój post na forum Vagla.pl i post na grupie flickr "poland". Czuję się osaczony...

MIcrosoft cenzoruje chińskie blogi...

Na tej stronie magazyn Wired pisze o tym jak Micrsoft wraz z rządem chińskim piszę oprogramowanie do ceznorowania blogów i wyszkukiwania takich "brudnych" słów jak "demokracja" i prawa człowieka", cóż pieniądze i moralność nie chodzą w parze.  Jest to o tyle śmieszne, że sam Gates tak dużo mówi o tym ile wydaje na dobroczynność i pomoc ludziom, prawda jest taka,  że jeszcze więcej zarabia na krzywdzie innych. I gdzie tu logika.... przykład totalnej znieczulicy koncernów, a PR i tak zrobią z nich "dobrych". Cóż szkoda, że ludzi to już zaczyna nie obchodzić...

X&Y...

... tytuł tego posta to nie mniej ni więcej tylko tytuł nowej płyty Coldplay'a. Jest przesmaczna, serwuje ją sobie jak balsam, często i aż do kości. To jedna chyba z nielicznych kapel która u których ewolucja nie oznacza zmieny charakteru/brzmienia. zmiana da się zauważyć, ale jest bardzo naturalna, wkońcu i tak każdy fan Coldplay'a płytę tą pokocha. Widziałem ich pierwszy koncert od trzech lat - -w telewzji, grali w Holandii of course. Chris Martin po prostu dał z siebie wszytsko, strasznie żałowałem że nie wiedziałem o tym koncercie, bo na pewno bym go nie przegapił. Cóż pozostaje mi tylko czekać na następną szanse, której tym razem nie przegapie... a na razie - serwuje sobie "zimne granie" z płyty.

niedziela, czerwca 12, 2005

grrr.....

Jak ja nie lubie nie miec na nic czasu.... prawda jest taka, ze po prostu robie wiele innych rzeczy i niekoniecznie udaje mi sie zawsze czas rozdzielic na wszystkie swoje pasje/pamysly, zycie to sztuka wyboru. No nic z racji tego ze dawno nie blogowalem postanowilem nadrobic zaleglosci, mam nadzieje ze wyniki bedzie mozna ogladac juz wkrotce. :-)

czwartek, maja 26, 2005

podróże kształcą...


W ramach takich, a nie innych okolicznosci bylem zmuszony podrozowac w trybie natychmiastowym (glownym powodem/przyczyna jest biurokracja, ale pomine ten watek). Z racji tego, ze ostanio chyba brakowalo mi wrazen wybralem podroz na stopa. Coz zaczelo sie jak zawsze, najpierw krotkie przygotowania, wszystko sie opoznialo, ostatnie zakupy, obiad z Rajmondem i Marjolijn, pakowanie w 6 minut (dlatego zapomnialem kilku drobiazgow, ale paszport mam!), wkoncu wyjazd. Kilka godzin pozniej niz zakladal to moj plan w wersji 0.00001, coz tak czasem bywa. Zostalem dowieziona na stacje beznzynowa prze Gouda i zaczelo sie... (dodam tylko, ze mialem plan awaryjny w postaci spisu duzej ilosci roznych pociagow w roznych miejscach trasy, tak tym razem odrobilem zadanie domowe...).
Najpierw flustracja, poczatki tym razem byly bardzo oporne, wszyscy zapytani, wyrazajacy chec podwiezienia mnie jechali doslownie kilka kilometrow, a mnie to nie urzadzalo. Oczywiscie od razu spotkalem 3 polskich kierowcow TIR'ow, jednak jeden mial pauze do polnocy, a drugi czekal na ladunekm ta opcja przestala sie liczyc. Wkoncu wybralem podwiezienie do nastepnego miasta, a tam mialem ambitny plan wsiadania do pociagu. Podroz minela nam szybko, na rozmawianiu o Holandii i jezyku Holenderskim (kierowca byl Holendrem), coz skonczylo sie szybko, jednak podarowal mi kartke papieru na ktorej napisalem jego markerem nazwe kilku interesujacyh mnie miejsc (tak to jedne z drobiazgow ktorych zapomnialem). Na stacji beznzynowej przez Utrecht spotkalem kolejny polski TIR, ale tym razem  zobsada 2 osobowa, ale powiedzieli mi, ze zaraz przyjedzie ich kolega i on mnie na pewno wezmie. Okazalo sie to prawda, wiec moje plany pociagowe poszly w odstawke.
Dwojka jechala z gruszkami, a kierowca ze mna z papryka, oczywiscie "pozyczyli" sobie odpowiednia ilosc dla kazdego na prywatny uzytek (gruszki byly pyszne! :-) ). Dowiedzialem sie kilku ciekawcyh rzeczy jak np. ze gruszki i papryka z Holandii jest importowana - UWAGA!... do Moskwy!, jeszcze lapsza zagadka dla mnie bylo to jak sie dowiedzialem ze na tereny w okolicach morza Czarnego sa importowane mandarynki z Grecjii. Coz, nie zeby Rosja mogla to sobie sama wszystko zapewnic, ale widac sa bogaci, stac ich. Zapomnialbym, wyciag z taryfy celnika rosyjskiego - odprawienie TIR'a polskiego 200 USD w paszporcie, inaczej miliard problemow, mandat to z reguly 5 USD, tak Rosja ma silna dolarowa gospodarke.
Niestety na granicy Niemiec i Holandii moja podroz sie zakonczyla, bo TIR musial zjechac do zaplombowania. Poszukalem wiec nastepnego...
Nastepny kierowca okazal sie tez bardzo ciekawym rozmowca, wozil soki, np. przecier jablkowy z Polski do Holandii, a potem z Holandii do Polski ekstrakt do soku (z wczesniejszego przecieru!, sok dla Tymbarka!). Na poczatku wydawalo mi sie to strasznie absurdalne, ale nastepny kierowca powiedzial mi dlaczego tak jest - towar wywieziony zagranice nie podlega podatkowi VAT (pamietacie glosna sprawe Kluski i Optimusa - to ten sam numer). Dodatkowo dowiedzialem sie jeszcze kilku innych ciekawcyh zagrywek w swiecie spedycji, ale tego moze wam oszczedze tym razem. Z tym kierowca dojechalem do granicy polskiej i tam postanowilem sie z nim rozstac, bo on musial zjechac na parking w ciagu godziny, a ja nie chcialem lapac stopa/transportu na jakiejs koziej wolce. Ze tak jesczez wtrace, jakie ja piosenki slyszalem, przerobki znanych kawalkow Blendersow, Urszuli, Ich Troje ale z  atkimi tekstami ze uszy wiedna, tak przypomnialo mi sie wojsko, tam takie cos mialo wysokie noty. Zostalem wiec na granicy, nie trwalo to dlugo poniewaz moj urok osobisty, aparycja oraz wrodzony talent dyplomatyczny pozwolily mi znalezc nastepnego kierowce (bylem na granicy w Swiecku).Tym razem chcialem sie tylko dostac do cywilizacji ze znakiem PKP, coz powiedzial ze mnie zawiezie do Poznania i bylo mi to na reke. Podroz minela nam szyyyybkoooooo..... pan Zbyszek pokazal ze lubi swoj samochod i ze razem czuja sie dobrze przy 140 km/h, mi to tez bylo na reke. Rozmowa byla ciekawa, rozmawialismy m.in o systemach podatkowych, spedycji, wymowie naszych imion przz obcokrajowcow, wypadkach drogowych, dziewczynach polskich, motorach (on ma Ninje! masakrator!), Afryce, Kanadzie, polaczkach i tak znalazlem sie w Poznaniu, podziekowalem i zebralem swoj tylek, torbe i plecak na przystanek MPK. Tam poznalem mila dziewczyne, ktora wprowadzila mnie w tajniki komunikacji w Poznaniu i pomogla dotrzec szybko i bez zbednego pytania oraz bladzenia do "przepieknej" stacji PKP w Poznaniu. Jej uroda jest tak naprawde znikoma, ale wazne jest to, ze maja tory i pociagi czasem tu dochodza... :-)
W oczekiwaniu na pociag do Katowic postanowilem napisac o tej malej podrozy na blogu.
Z ciekawostek bilet weekendowy za 99 zlotych (ktory zakupilem) jest wazny teraz do niedzieli, i moge za jego pomoca jezdzic po calej polsce wszystkimi rodzajami pociagow do 24 w niedziele (ten bilet jest normalnie na weekend, ale przeciez mammy weekend, tylko ze dlugi, znofu!). Po drodze uswiadomilem sobie ze w promocji na rok 2005 dostalismy Boze Cialo i Dzien Matki w jednym, no ladnie, nie ma co.
Pani w informacji zaczela ze mna ni z gruszki rozmowe o zyciu/Holandii/pracy/studiach/religii, ale przerwalo nam kilka zniecierpliwioonych osob stojacych za mna w kolejce. Niespie juz okolo 24 godzin i czuje sie jak na anfie... fajnie mi z tym. Siedzialem sobie na sloneczku na laweczce popijac Kubusia, sluchajac muzyki i spiewajac sobie, co pewnie przykulo uwage kilku osob, ale ja ich nie widzialem, zamknolem oczy, slonce grzeje cudnie. Ide jeszcze sie podogrzewac na droge, koncze juz.... w sumie to nie koniec podrozy, ale moze juz prawie.
 
Wypilem Tymbarka i mialem napis: "Zyj, a nie istniej!", co mnie moze jesczez dizsiaj zaskoczyc.... moj podrozowy-haj trwa....
 
P.S. Klawiatura w tej kafejce jest baznadziejna i rece z niewyspania mi sie trzesa, przepraszam za brakl polskich znakow i bledy...

środa, maja 25, 2005

cyfrowa telewizja i takie tam...

Ostanio mam okazje testować telewizję poprzez internet, działa dziwnie. Dlatego, źe nasze łaczę jest troszkę słabsze (przepustowaość do 1MB/s) mam czasami skokowy obraz, ale dżwięk jest w bardzo dobrzej jakości. Mam do wyboru 8 kanałów takich jak: CNBC Europe, Fashiontv, Adventure One, i takie tam. Chyba zacznę być fanem cyfrowej telewzji przez internet, jakość - taka sama jak w telewizji (ta sama rodzielczość). Fajna zabawka.... ;-) (jest kanał dla dużych chłopców of course, khy khy)

Cały czas mam w głowie kilka rzeczym które chciałbym tu umieścić, ale jakoś czas mi tak ucieka, źe nawet nie mam czasu zjeść porządnej kolacjii... musze przystopować chyba z tym komputerkiem.

Z innych rzeczy, rozbijam się ostanio o biurokracje.... kiedyś głosiłem peany na rzecz biurokracji w Holandii, teraz może jestem bardziej wymagający, ale nie działa ona tak jakbym tego chciał. Chodzi ozywiście o uniwersytety... mój w ojczystym kraju też mnie nie rozpieszcza... jednak najważniejsze, że jak dzwonie to mnie jeszcze kojarzą, to pomaga czasem...

...zmykam przekonać się czy mogę zapanować nad tą "czarną dziurą" w moim żołądku.